Co to właściwie znaczy być inteligentnym?
Szybko liczyć, mądrze mówić, osiągać sukcesy czy panować nad sobą? Albo czy można być inteligentnym i wiedzieć mało? Jedni powiedzą, że z nią się rodzimy, inni, że można ją rozwijać. Kto ma rację?

Powszechnie mówmy oczywiście o ilorazie inteligencji, ale czy testy IQ rzeczywiście mierzą sedno inteligencji? Mierzą na pewno jej aspekty – niektóre. Ale jak powiązać ilość zapamiętanych cyfr z rozumieniem ludzkich emocji…  Tak więc ostatecznie wszystko zależy od rodzaju inteligencji, o której mówimy, a jest ich całkiem nie mało. IQ nie traci na popularności, ale jednocześnie staje się przyczyną porównywania. „Bo ja mam taki, a ty?” – pytamy licząc, że usłyszymy niższy wynik. Można rozwiązać „test” przez Internet i udostępnić wynik na Facebooku, żeby pokazać jakim to się jest inteligentnym. Wiadomo, że te „testy” to tylko taka imitacja, ale przecież nasze zaciekawienie nimi nie bierze się z powietrza i coś fascynującego kryje się pod tą tematyką. Chcielibyśmy usłyszeć, że jesteśmy w czymś lepsi od innych. Więc pastwimy się nad wrogami, bo nam wolno, bo większa wartość wyszła w teście. Oczywiście ścigamy się o wszystko – o urodę, o pieniądze, o wpływy. Ale tematyka inteligencji jednak ma coś w sobie, coś takiego innego – bo z jednej strony intelekt jest czymś bardziej nieprzemijającym, jakąś wartością wyżej stojącą, a z drugiej nie do końca mamy wpływ na niego. Może nas dzielić na lepszych i gorszych.

Po wojnie badania nad inteligencją – jeśli już były – to były kontrowersyjną sprawą, a sama inteligencja prosiła się o tytuł tabu. Teoria ludzi i nadludzi zrobiła swoje i nikt nie chciał powtórki z rozrywki – gdyby się miało okazać, że intelekt jest genetycznie zdeterminowany to przecież Hitler miał jakieś podstawy, żeby dzielić społeczeństwo na kategorie lepszych i gorszych. W końcu ci gorsi i tak nie będą lepszymi, więc jaki ma sens trudzenie się dla nich.

Rzeczywiście badania pokazują, że inteligencja z genetyką się bardzo łączy i dziedziczymy ją w większym stopniu niż inne cechy osobowości. Jednocześnie istnieją dowody na to, że środowisko nas wychowujące ma ogromny wpływ na to co z nas wyrośnie. Trudno oddzielić jedno od drugiego, bo przecież inteligentny rodzic będzie inteligentniej wychowywał – dziecko szybciej dostanie szansę na rozwój swojego potencjału, zobaczy różnorodność świata, pozna sztukę. Do tego wszystkiego dojdzie język, którym posługuje się dorosły, z całym jego bogactwem. A jeśli nasze dziecko zostanie wychowane przez ubogiego robotnika, który będzie wulgarnie się wyrażał, siedząc z puszką piwa przed telewizorem, jako podstawową formą rozrywki, to trudno się dziwić. Syn dobierze kolegów z tej samej dzielnicy, do tego zamiast zdrowo się odżywiać, zdecyduje się na chipsy i pepsi, którą, niedługo później zastąpi wódką. Czy w tak optymalnych warunkach rozwoju, obarczymy nastolatka „winą” za gorsze wypadanie w testach, niż koledzy z rodu inteligenckiego? A tak nawiasem, warto się zastanowić na ile wysoka inteligencja wiąże się z wykształceniem – kiedyś przecież to wykształcenie wyznaczało granice społeczności inteligenckiej. Dziś jedno z drugim nie musi iść w parze. Zresztą sukces niejedno ma imię,  a inteligencja wywołująca te kontrowersje to ciągle klasyczny wskaźnik IQ. Dość niewiele mówi on o jakości życia, w porównaniu z innymi ujęciami tematu.

Wariantów inteligencji i jej rozumień, jest sporo, warto przyjrzeć się tym, które mają zastosowanie praktyczne.
Pracodawcy starają się sprawdzić potencjalnych pracowników pod różnymi względami, między innymi pod kątem relacji interpersonalnych i zdolności do panowania nad swoimi emocjami. Nie są to już cechy wrodzone, ale coś, co możemy doskonalić. Inteligencja emocjonalna, inteligencje wielorakie H. Gardnera czy inteligencja sprzyjająca powodzeniu życiowemu R. J. Sternberga stawiają istotę problemu w zupełnie innym świetle. Nie jesteśmy już podzieleni odgórni na lepszych i gorszych – każdy ma prawo do rozwoju i odkrywania swoich talentów i umiejętności.

Podobne wpisy