O samoakceptacji i miłości do siebie mówi się coraz więcej. Problem w tym, że łatwo powiedzieć „musisz siebie pokochać”, a trudniej to wykonać. Wielu ludzi nie wie jak ma się właściwie za to zabrać, błądzą krzywdząc siebie lub innych ludzi.

W swoim rozwoju warto zwracać uwagę, na pewne sygnały, które mogą pokazywać nam obszary do pracy. Są te nasze schematy myślenia czy działania. Niektóre z nich sprawiają, że zaczynamy siebie coraz mniej lubić, inne wynikają z braku miłości do siebie. Na jedne i drugie warto być uważnym. Oto niektóre z nich:
Nadmiar powinności, poczucia winy i wymaganie rzeczy niemożliwych – ciągłe krytykowanie każdego swojego kroku podtrzymuje nieustanną złość do siebie, która nie pozwala doświadczać samoakceptacji
Bycie nie w zgodzie z sobą – nie możesz siebie lubić, skoro stale działasz tak, jakby Twoja ocena rzeczywistości była nietrafna, gorsza. Jakbyś nie mógł na niej polegać i działać w zgodzie z sobą
Ignorowanie swoich potrzeb i hamowanie naturalnej spontanicznej ekspresji (nie mylić ze stosowaniem przemocy) – jeśli stale pomijasz swoje potrzeby, wysyłasz sobie samemu sygnał, że one są nie w porządku, że nie zasługujesz, na to, czego potrzebujesz. Jeśli hamujesz swoją ekspresję (czyli „przejawy siebie”) również wysyłasz sobie sygnał, że to kim jesteś jest niewłaściwe.

Przekonanie, że musisz być przez wszystkich akceptowany – ludzie są różni i nie każdy będzie dawał Ci akceptację i zrozumienie. Nie każdy jest w stanie to zrobić, nie każdy ma na to zasoby, czas, przestrzeń. Jeśli uzależnisz się od akceptacji i pochwał wszystkich ludzi, bardzo szybko stracisz zapał do wszystkiego. Ludzie powinni Cię szanować w podstawowy sposób (tzn. nie stosować wobec Ciebie przemocy fizycznej czy słownej), ale nie mają obowiązku Cię lubić i podziwiać.
Słaba znajomość siebie – jeśli mało siebie znasz, to często się na sobie zawodzisz, wybierasz cele poniżej lub powyżej Twoich możliwości
Brak bliskich relacji, dążenie tylko do sukcesów ekonomicznych, prestiżu – brak bliskich relacji jest podświadomym sygnałem, który wysyłasz sobie, że taki jaki jesteś przy głębszym poznaniu jesteś nie do zaakceptowania, że nie da się Ciebie kochać. Nie da się naprawdę kochać siebie i nie pozwalać innym zbliżyć się do siebie. Jeśli siebie akceptujesz, to wiesz, że inni także będą w stanie zaakceptować Cię, takim, jakim jesteś. Jeśli otrzymujesz tylko uznanie za sukcesy zawodowe, ekonomiczne, czujesz, że tylko jeśli robisz coś „poważnego” to jesteś coś warty. Twoja akceptacja siebie samego jest warunkowa – zależy od tego, jak w danej chwili wiedzie Ci się zawodowo. Podobne są skutki skupiania się w życiu stale na rzeczach mało istotnych – wyglądzie fizycznym, grach, serialach, używkach, ale również „nadmiernym” rozwoju zawodowym, ćwiczeniami fizycznymi, zagadnieniami politycznymi, seksualnością. Nie chodzi tu o to, że rzeczy te są szkodliwe same w sobie (z używkami jest nieco inaczej), tylko o to, że podobnie jak sukcesy i prestiż, są niewystarczające.

Myślenie ze nie możesz mieć wad – nie ma ludzi bez wad, a to co dla jednych jest wadą, dla innych jest zaletą. Praca nad sobą jest oczywiście ważne, ale paradoksalnie, żeby siebie rozwijać, trzeba najpierw siebie naprawdę zaakceptować. Inaczej każdy rozwój będzie jedynie frustracją. Zniecierpliwisz się sobą i stracisz motywację do zmiany, widząc jedynie problemy. Im bardziej się rozwijasz, tym bardziej widzisz niuanse, w których da się lepiej. To nie oznacza, że nie masz prawa ich mieć. Nie wszystkie wady musisz zmieniać. Możesz pracować nad jednymi, a inne zachować. Możesz nie pracować nad żadną z wad. Masz do tego prawo. Musisz jedynie ponosić konsekwencje ich istnienia.
Traktowanie błędów jako porażki, a nie życiowej lekcji z której wiele możesz wyciągnąć – zawsze, gdy robimy coś nowego, skazujemy się na to, że może się nie udać, zwłaszcza na początku. Z niepowodzenia można wyciągnąć wnioski i następnym razem zadziałać lepiej. Można również poddać się, nie ryzykować kolejny raz, żeby nie przegrać. Ta druga postawa doprowadza do tego, że z czasem akceptujemy siebie coraz mniej, ponieważ skupiamy się na tym, co nam nie wychodzi, odbieramy to personalnie. Inni wokół nas rozwijają się, a my patrzymy z zazdrością, jednocześnie czując się nieudolnie. I rzeczywiście im mniej próbujemy nowych rzeczy, tym bardziej wycofujemy, wszystko staje się trudne. Nie korzystamy z elastyczności naszego mózgu i faktycznie stajemy się nieudolni. Jedynym sposobem jest ponowne pozwolenie sobie na popełnianie błędów, które są naturalnym elementem uczenia się.
Wymaganie od innych ale nie od siebie – mogłoby się wydawać, że oczekiwanie od innych wynika z dbałości o siebie, swoje potrzeby, o to, żeby się nie przeciążać. Jednak jest to pułapka. Po pierwsze – wymagając od innych musimy liczyć się z tym, że nasze oczekiwania nie zawsze będą spełnione. Drugi człowiek ma własne prawo decydowania o tym, czego chce dla siebie. Z drugiej strony – nie wymaganie od siebie – to znowu wysłanie sobie informacji, że nie jesteśmy w stanie pewnym oczekiwaniom sprostać, że one nas przerosną.
Próba zmiany innych (która zawsze kończy się niepowodzeniem – mamy wpływ tylko na siebie) – ludzie dążą do zmieniania innych tak naprawdę nie dlatego, że chcą dla nich dobrze, tylko dlatego, że w ten sposób próbują zrealizować swoje własne potrzeby. Problem w tym, że im bardziej staramy się kogoś zmienić, tym bardziej wysyłamy drugiej stronie sygnał, że jej nie akceptujemy, a wtedy ona zaczyna stawiać nam opór. W efekcie zamykamy sobie drogę do zrealizowania swoich potrzeb, które stały za zamiarem zmiany drugiej osoby. Dodatkowo doświadczamy wtedy niepowodzenia we własnym zamiarze, bo mimo naszych starań, druga strona się nie zmienia, co w pewien sposób czujemy jako własną porażkę. Jeśli chcemy zmienić drugą osobę, warto zadać sobie pytanie, jakie mamy niezaspokojone potrzeby i wyrazić je bezpośrednio w tej relacji (bez żądania by druga strona stała się kimś innym) lub znaleźć sposób na zaspokojenie tych potrzeb gdzieś indziej.
Niezdolność wybaczenia sobie błędów, która blokuje rozwój. Ciągłe rozpamiętywanie – wzmacnia złość i żal do siebie i sprawia, że odechciewa nam się działać dalej. W efekcie osłabia możliwość odnoszenia sukcesów, spontanicznego działania, doceniania siebie.

Brak przyzwolenia na doświadczanie wszystkich emocji (w tym złości, zazdrości, bezradności, lęku, ale też dumy, radości, wdzięczności, ekscytacji). Wszystkie te emocje i tak będą występować. Są one częścią nas samych, naszego mózgu. Są one nam potrzebne. Odrzucenie części własnej emocjonalności jest dosłownie odrzuceniem kawałka siebie, jako czegoś niemożliwego do zaakceptowania, nieznośnego. Taki sygnał powoduje kolejne bolesne uczucia.
Ciągłe ukrywanie swoich uczuć – działa podobnie jak ich nieakceptowanie. Jeśli uważam, że jakiejś mojej emocji nie mogę wcale okazywać (nie ważne czy jest to złość, rozpacz czy miłość), to wysyłam sobie i innym sygnał, że ta część mnie jest nie do zaakceptowania.
Tkwienie w bezradności i przypisywanie innym największego wpływu na Twoje życie – bezradność często nie bierze się znikąd. Osoby doświadczające długotrwale trudnej, przemocowej sytuacji wchodzą w tryb bezradności jako sposobu na oszczędzanie energii i ochrony przed cierpieniem. Co jakiś czas z pomocą innych ludzi trzeba jednak weryfikować czy sytuacja jest nadal nie do zmiany, czy jest możliwe wyjście z niej, czy możliwe są inne działania. Utrwalona bezradność sprawia, że wiele rzeczy możliwych do zmiany zaczynamy automatycznie widzieć jako nie do pokonania. To z kolei utwierdza nas w przekonaniu, że jesteśmy słabi i nie zasługujemy na to, czego potrzebujemy.
Realizowanie cudzych marzeń, próba uszczęśliwienia wszystkich dookoła – to również sygnał dla samego siebie, że moje marzenia i potrzeby są gorsze, mniej ważne.
Wdrukowane przez bliskich negatywne sądy o sobie, które traktujesz jako obiektywną prawdę – np. że jesteś nieudolny, zły, nie zasługujesz na miłość, szacunek, wsparcie – takie przekonania (i poczucia) bezpośrednio rujnują miłość do siebie. Są jej przeciwieństwem, jeśli zostaną uwewnętrznione. Działania pod ich wpływem będą zawsze wymierzone przeciwko sobie, nawet jeśli nie chcemy, aby takie były.
Nie podejmowanie wysiłku uporania się z przeszłością – uciekanie przed przeszłymi doświadczeniami nie sprawi, że one przestaną istnieć. Doprowadzi raczej do tego, że będą one kierować naszym życiem bez naszej świadomej kontroli. Rozliczenie się z przeszłością nie polega wcale na jej rozpamiętywaniu i wiecznym użalaniu się nad nią, nie polega na jej usprawiedliwianiu czy na przekręcaniu faktów. Polega na spojrzeniu na przeszłość z innej perspektywy, dostrzeżeniu swoich prawdziwych potrzeb, zadbaniu o nie w rozsądny, realny sposób i zrozumieniu jak przeszłość wpływa na nasze obecne wybory, po to by działać bardziej świadomie.
Budowanie zdrowej samoakceptacji nie jest łatwe. Niepowodzenia naturalnie będą się zdarzać. Istnieję zachowania i postawy z powyższej listy, które warto wycofać, żeby bardziej siebie szanować i akceptować. Będą jednak i takie, z którymi ciężko samemu coś zrobić, bo są bardzo głęboko zakorzenione w naszym osobistym systemie reagowania, ukształtowanym przez rodzinę, szkołę, najbliższe otoczenie. Często zdajemy sobie sprawę, że pewne nasze zachowania i postawy nam nie służą, ale mamy jakby przymus ich powtarzania. Warto wtedy skupić się na tym, czym je zastąpić, ale także zastanowić się, dlaczego akurat taki zwyczaj nam się utrwalił. Czemu on służył w przeszłości? Czy nadal jest nam potrzebny, czy może możemy tą potrzebę zrealizować inaczej jako dorosłe osoby?

Dla wielu osób najtrudniejszym jest stworzenie alternatywy dla krytycznych, nienawistnych postaw wobec siebie samego. Trudno jest dać sobie coś innego, gdy nic innego się nie zna, niczego innego się nie otrzymało. Wtedy zamiast naprawdę coś zmienić, odtwarzamy znany sobie film i myśląc, że robimy to dla swojego dobra, ganimy siebie, że za mało się staramy w swoim rozwoju. Niestety pewnych braków nie da się uzupełnić sobie samemu. Są to braki po potrzebach związanych z drugim człowiekiem, najczęściej opiekunem, które zapełnić można tylko z pomocą drugiego człowieka.
Niektórym udaje się to w relacji ze wspierającym przyjacielem czy partnerem, jednak jeśli brak jest zbyt duży, paradoksalnie możemy mieć przymus niszczenia tych najzdrowszych relacji, skazując się na kolejne cierpienia. Możemy wymagać zbyt wiele, albo nie umieć przyjąć tego, co otrzymujemy. Możemy odpychać innych, bojąc się, że zostaniemy odepchnięci, itp. Sposobów na rujnowanie zdrowych relacji jest wiele i najczęściej są one zupełnie nieuświadomione. Dlatego niestety im bardziej nie doświadczyliśmy zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb, tym trudniej będzie nam zadbać o to samemu lub w bliskiej relacji, ponieważ pojawi się w niej za dużo zgrzytów. Wtedy pomocna bywa psychoterapia, która pokaże nam dlaczego mamy przymus kładzenia sobie kłód pod nogi i nauczy okazywania sobie zdrowej empatii. Bywa ona pomocna szczególnie dla osób, o których występuje wiele rzeczy z powyższej listy.
Jeśli odnajdujesz u siebie jedną czy dwie, jest dużo bardziej prawdopodobne, że jesteś w stanie zmienić to własnym wysiłkiem z pomocą wsparcia najbliższych.

Formy wsparcia psychologicznego

Konsultacja psychologiczna
To forma wsparcia w kryzysach i problemach psychologicznych. Jeśli nie wiesz, czy potrzebujesz psychoterapii, treningu umiejętności, diagnozy czy konsultacji z lekarzem psychiatrą, konsultacja psychologiczna jest dobrym pierwszym wyborem.

Psychoterapia indywidualna
Terapia jest procesem rozwoju, dedykowanym mierzeniu się z przedłużającymi się problemami i zaburzeniami natury emocjonalnej i interpersonalnej. Jest skuteczną w radzeniu sobie z depresją, lękiem, PTSD i skutkami trauma, syndromami DDA i DDD czy zaburzeniami osobowości.

Warsztaty psychologiczne
Zajęcia grupowe w formie treningowej, dotyczące radzenia sobie z emocjami, budowania samoświadomości, samoakceptacji, umiejętności komunikacyjnych. Treningi umiejętności społecznych dla dorosłych i młodzieży. Szkolenia dla rodziców. Grupy wsparcia.