Pomyślałeś kiedyś, że w miejscu, gdzie ludzie często chodzą możesz czuć się bezpieczniej? Że w grupie nikt się nie odważy zaatakować Cię, okraść, itp? A nawet jeśli to zrobi, to w tłumie na pewno ktoś Ci pomoże?
Okazuje się, że takie myślenie jest bardzo naiwne. Co mówią wyniki badań psychologii społecznej?
Wygląda na to, że jest odwrotnie. Im więcej świadków zdarzenia, tym mniejsza szansa na uzyskanie pomocy. Wpadamy w pułapkę myślenia, że w większej grupie jest większa szansa, że znajdzie się ktoś kogo „ruszy sumienie”. Czemu tak się nie dzieje?
Znacie historię zabójstwa Kitty Genovese? Kobieta została zaatakowana na ulicy, okradziona, zgwałcona i zamordowana pod swoim domem. Krzyczała o pomoc, ale żaden ze świadków nie wyszedł z domu ani nie wezwał policji. Całe zdarzenie trwało ok. pół godziny. Różne źródła podają różne liczby świadków 12 lub 37-38.
Dlaczego nikt nie interweniował ?
Świadkowie zinterpretowali krzyki (wołanie o pomoc) jako kłótnię między kobietą i mężczyzną. Większość z nich nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna miał przy sobie nóż. Różnie tłumaczy się reakcję (a raczej jej brak) świadków tego zdarzenia.
Z jednej strony zależy ona od od tego czy uznajemy sytuację za wymagającą pomocy. Całkiem możliwe, że tak się nie stanie. W końcu nie codziennie widzimy zabójstwa i kradzieże, a kłótnie zdarzają się znacznie częściej. Nikt z nas nie chce przecież wtrącać się w sprawy małżeńskie innych. Wiązałoby się to dodatkowo ze zwróceniem uwagi takich jak my świadków zdarzenia. A po co? Tak więc część potencjalnych pomagaczy odpada już na etapie interpretacji zdarzenia.
A co z pozostałymi? Cóż… widzisz, że ktoś potrzebuje pomocy, rozglądasz się, nikt nie reaguje. Może nie masz racji – może to kolejny pijany spacerowicz leży w rowie? A to faktycznie kłótnia pary, która nie umie się dogadać? Przecież inni nie reagują tylko patrzą.
Latane i Darley przeprowadzili eksperyment, w którym badani w poczekalni wypełniali kwestionariusz czekając na eksperymentatora. Liczba osób w poczekalni była różna, ale za każdym razem pozostałe osoby były pomocnikami eksperymentatora, o czym badany oczywiście nie wiedział. W pewnym momencie z kratki wentylacyjnej wydobywał się dym, który znacznie ograniczał widoczność w pomieszczeniu. Jeśli badany był w poczekalni sam, w 55% wzywał pomoc w ciągu pierwszych dwóch minut. W ciągu 6 pierwszych minut łącznie 75% badanych wzywało pomoc. Wystarczyło jednak, żeby oprócz badanego w pomieszczeniu znalazły się jeszcze 2 inne osoby (wspomniani pomocnicy, których zadaniem było niereagowanie) i liczba reakcji malała. W ciągu 2 pierwszych minut reagowało 12%, a do szóstej minuty łącznie 38% badanych. Jednocześnie wykazywali oznaki zdenerwowania sytuacją. A jednak im więcej świadków, tym mniejsza szansa na reakcję z ich strony !
Nawet jeśli zdajesz sobie sprawę, że inni patrzą tak samo jak Ty – dlaczego niby Ty miałbyś pomóc? Przecież wiele osób widzi to zdarzenie… Dlaczego ktoś inny nie zareaguje? To zjawisko nazywamy rozproszeniem odpowiedzialności. Im więcej osób widzi dane zdarzenie, tym mniejsza szansa, że ktoś udzieli pomocy ! Odwrotna matematyka. „Bo przecież inni są tak samo odpowiedzialni jak ja”.
Co jeszcze? Nawet jeśli byłbyś skłonny udzielić pomocy, wyrywając się z tłumu gapiów, niekoniecznie to zrobisz. Możesz akurat gdzieś się spieszyć, a jeśli zajmiesz się pomocą ofierze – grozi Ci spóźnienie i jego konsekwencje. Możesz też nie wiedzieć co należy zrobić. Możesz obawiać się, że Twoja interwencja będzie narażeniem własnego zdrowia, życia. Mężczyzna z nożem jest zagrożeniem także dla Ciebie, a pijany w rowie – może się awanturować.
B. Latane i J. Darley stworzyli pięcioetapowy Model Niesienia Pomocy. Zgodnie z nim – żeby ktoś Ci pomógł musi:
- zauważyć że coś się wydarzyło (pośpiech zamyślenie temu nie sprzyjają)
- zinterpretować sytuację, tzn. pomyśleć, że Twój krzyk jako wołanie o pomoc, reakcję strachu, itp, a nie kłótnię w której masz równy udział. A przecież nie jest to wcale takie oczywiste, wiele sytuacji można zinterpretować na różne sposoby, bo nie mamy wystarczająco dużo informacji
- podjąć osobistą odpowiedzialność – czyli w przypadku sytuacji w których bierz udział wiele osób – podjąć decyzję, sposób myślenia typu: „tak, pomogę, mimo, że wokół tłum gapiów nie reaguje”. A jak wiemy – tłum gapiów podjęciuu odpowiedzialności nie sprzyja.
- uznać, że potrafi Ci pomóc – np. jeśli nie oddychasz, nie każdy będzie czuł się na siłach żeby zrobić sztuczne oddychanie. Nawet jeśli teoretycznie wie jak to zrobić, może obawiać się, że wyrządzi więcej szkody.
- podjąć działanie – oceniając ewentualne koszty, które z tego wynikają. Np. jeśli świadek uzna, że uzbrojony mężczyzna jest zagrożeniem także dla niego – może zrezygnować. W takiej sytuacji, może oczywiście wezwać policję, ale i to nie jest takie oczywiste, kiedy sprawca grozi ofierze bronią palną.
Przez każdy z tych etapów świadek przychodzi szybko i automatycznie. Dobrze jest o tym pamiętać, kiedy sami jesteśmy świadkiem zdarzenia, które może wymagać udzielenia pomocy. Czasem nasza osobista pomoc jest jedyną deską ratunku dla ofiary – mimo, że wokół nas tą sama sytuację obserwują inni.