Czasem wydaje nam się, że coś jest z nami nie tak, że jesteśmy inni. Czujemy się nieakceptowani, ukrywamy swoją prawdziwą twarz. Czy możliwe jest zaakceptowanie tej inności? Jak to zrobić ? 

Bajka o kamieniu

 

Dawno temu była sobie rzeka. Płynęła w niej woda i stały kamienie. Kamienie były gładkie, bo stały w wodzie, a woda wygładzała je. Miały różne kolory, ale ten sam kształt – owalny, gładki.

Pewnego dnia do tej rzeki stoczył się z wysokiego brzegu jeden kamień, a właściwie – odłamek skały. Był kanciasty, nierównomierny. Niektóre brzegi miał ostre, inne łagodne. Miał wiele bruzd, wiele wzorów. Wyglądał zupełnie inaczej niż pozostałe kamienie. Był jakby… inny.

Kamień długo szukał dla siebie miejsca. Z jednej strony czuł, że jego kształt jest jego właściwym kształtem, z drugiej – chciał być taki, jak inne kamienie. Chciał mieć przyjaciół, którzy by go pokochali takim, jakim jest naprawdę. Czuł jednak, że tego nie da się pogodzić. Kamień wiedział, że jeśli teraz podejmie decyzję, będzie ona nieodwracalna. Jeśli zostanie w nurcie rzeki, stopniowo będzie upodabniać się do reszty kamieni, i one stopniowo zaczną go akceptować. Bardzo pragnął być akceptowany.  Inne kamienie ponaglały go, krzyczały na niego czasem, a innym razem zupełnie go ignorował. Tak jakby nie istniał, tak jakby nie był innym z nich. Rozmawiały o nurcie rzeki,  tym jaki jest on bezlitosny i o tym, że słońce tak niemiłosiernie piecze, że tracą kolory, smutnieją. 

Kamień przysłuchiwał się temu, coraz bardziej nienawidząc siebie. W końcu zaczął myśleć: „to ja jestem inny, one doskonale się rozumieją. nie myślą o akceptacji, o pięknym widoku, który podziwiałem będąc jeszcze kawałkiem wielkiej skały nad rzeką. Nie myślą o tym, co z nimi będzie, nie myślą o motylach. A może motyle nie istnieją, może nie są ważne, może ten widok to był tylko sen.”

Kamień czuł się coraz smutniejszy, nie chciał pokazywać tego innym kamieniom, dlatego postanowił schować się gdzieś jak najgłębiej, gdzieś gdzie woda płynie inaczej, gdzieś gdzie nie dociera słońce, gdzie nie widać łez. Odchodził coraz bardziej od innych kamieni, aż w końcu dotarł do zakola rzeki. Było tam ciemno, woda płynęła jakoś inaczej, jakoś wolniej, gdzieniegdzie przebłyskiwało spod drzewa słońce.

Kiedy tam dotarł,  zobaczył swoje odbicie w kropli wody. Był teraz jeszcze bardziej poobijany, jeszcze bardziej inny. Czuł, że każdy przepływ wody może sprawić mu ból. Fragmenty jego kamiennej skóry były w niektórych miejscach pocięte trudem tej wędrówki. Odsłaniały przez to jego kamienne wnętrze. Jedna bruzda była szczególnie duża, miała wiele odcieni. Kamień chciał jakoś ją ukryć, mimo, że w pobliżu nie było innych kamieni. Położył się więc bruzdą skierowaną w dno rzeki i tak zastygł.

Mijały dni i tygodnie.  Kamień stał w wodzie, która płynęła tak wolno, że ledwie to czuł. Coraz bardziej doskwierał mu jednak smutek i samotność. Nie było wokół innych kamieni. Podziwiał Drzewa nad wodą i motyle, podziwiał kwiaty i marzył. Marzył o tym, by znaleźć kamień podobny do niego. Rozmawiał z przyrodą, intrygowała go, ale dalej czuł się inny, samotny. Bo nikt nie był podobny do niego. I nikt nie wiedział o jego bolesnym wnętrzu, które ukrył.

Pewnego dnia stała się dziwna rzecz. w tym spokojnym cichym miejscu pojawiły się inne kamienie. Nie były ani bardzo gładkie, ani też bardzo nieregularne. Kamienie te były jednak do siebie podobne. Kamień pytał drzewa, skąd one się wzięły. Dowiedział się, że te kamienie to kawałki skał, które zostały oszlifowane przez płynącą wodę. Pewnego dnia człowiek wziął je z jednego miejsca i nie wiedzieć czemu wrzucił w inne. Właśnie tutaj. Kamień próbował rozmawiać z nimi i przez jakiś czas to się udawało, ale kiedy zaczął mówić o tym, co dla niego ważne i smutne – kamienie odwróciły się od niego, mówiąc że motyle nie są złe, że ich ideałem jest stać się gładkimi kamieniami, bo to się liczy. Dążą do tego i nie pozwolą by ktokolwiek im w tym przeszkodził. I kamienie odeszły.

Kamień znów poczuł się samotny. Zaczął płakać, a jego wnętrze było bolesne bardziej niż ostatnio. Kamień poruszył się, chciał ułożyć się wygodniej, ale niestety tym ruchem odkrył kawałek swojej wielkiej bruzdy. Wystraszył się, ze ktoś to zobaczy. Wtedy ku jego wielkiemu przerażeniu woda poruszyła się. Nie był w tym miejscu sam. Z ciemnego zakamarka wyszedł inny kamień i podszedł do niego. Wtedy ten schował szybko swoje wnętrze. Bał się jednak, że przez ten moment nieuwagi, tamten mógł zobaczyć ogromną bruzdę, przez którą faktura i kolory skał macierzystej były jeszcze bardziej widoczne. 

– Dlaczego podchodzisz do mnie ? – zapytał pierwszy kamień

– Bo Cię zobaczyłem

– Czego chcesz ode mnie ?

– Chcę Cię zobaczyć bardziej

– Dlaczego chcesz mnie bardziej zobaczyć?

– Dlaczego nie chcesz bym cię zobaczył?

– Ja nie chcę?

-Nie chcesz. Gdy mnie zobaczyłeś zacząłeś się zachowywać inaczej.

– (cisza)

Pierwszy kamień czuł się coraz bardziej osaczony. Tamten podchodził do niego powoli i coraz bliżej. Nie był on ani bardzo gładki, ani bardzo nieregularny. Nie przypominał kamieni wcześniej widzianych, ani też jego samego. Był jakiś dziwny, inny, obcy.  Kamień zaczął się go coraz bardziej obwiać.

– Czego się boisz – przerwał ciszę drugi kamień

– Nie boję się ! – powiedział pierwszy i znów zapadła cisza. Kamień czuł, że jest mu coraz trudniej. Nie wiedział czego się po sobie spodziewać. Nie wiedział co zrobi dalej.  I bał się, że drugi kamień odkryje jego wnętrze lub już to zrobił i teraz tylko czeka na okazję, żeby go zranić. Żeby wyśmiać jego inność. Postanowił nie okazywać swojej słabości, zmienić temat rozmowy i pozbyć się natręta, udowadniając mu jak dziwnie i niedorzecznie się zachowuje.

– Co właściwie robisz teraz ? – spytał pierwszy kamień

– Podchodzę do Ciebie

– Po co ?

– Chcę Ci coś dać

– Co Ty mi możesz dać

– Prawdę

– Jaką prawdę?

– Chcę Ci coś pokazać

– Co takiego

– Chce Ci pokazać ze się boisz ?

– Ja się boje?

– Tak Ty się boisz

– czego się boje Twoim zdaniem ?

– A jak Ci się wydaje ?

Pierwszy kamień był coraz bardziej zdezorientowany. Nie umiał już się bronić. Coraz dziwniejsza była ta rozmowa ale jednocześnie coraz ciekawsza. Tamten drugi kamień miał jakieś dziwne zamiary

– Wydaje mi się ze boje się rwącej wody

– Tego być może też. Ale czego jeszcze ?

– Może boje się ludzi, którzy przerzucają kamienie w inne miejsce…

– Hm… a boisz się przerzucania?

– Może trochę

– A czemu ?

– Bo ktoś może przerzucić mnie, albo podrzucić tu inne kamienie

– Nie chcesz widzieć innych kamieni ?

– Chce, ale one nie chcą widzieć mnie. One są inne. Ja jestem inny.

– Dlatego nie chcesz spotkać innych kamieni ?

– No tak, dlatego

– Ale co w tym złego ze każdy kamień jest inny

– Każdy ? Przecież nie każdy kamień jest inny. Ja jestem inny.

– Powiedziałeś, że one są inne

– Bo one są inne niż ja

– Wszystkie są takie same ?

– Tak

– A ty jesteś inny niż one

– Tak dokładnie. Czy możesz się już odczepić skoro powiedziałeś mi ze boje się wody i ludzi ?

– Niestety nie mogę

– Czego chcesz ode mnie w takim razie

– Chce Ci powiedzieć czego tak naprawdę się boisz. Ale najpierw… – i wtedy drugi kamień podszedł niebezpiecznie blisko zbliżył się tak bardzo ze jeszcze tylko krok i tamten mógłby dosięgnąć jego wnętrza skrytego pod wodą

– Dlaczego to robisz? Dlaczego podchodzisz ?

– Chce ci pomóc ! Słyszysz ?!

– Mnie się nie pomaga

– Tak, uważasz, ze Tobie się nie pomaga, że z Ciebie się kpi. Uważasz ze jesteś inny, że żadnej kamień nie jest taki jak ty. Widziałem Cię już dawno. Postanowiłem Cię poznać.

– Ale dlaczego mnie ?

– Bo jesteś ciekawy. nie chciałeś być wśród tamtych kamieni, nie chciałeś stracić swojego kształtu. Chciałeś pozostać prawdziwy. Zrobiłem to samo. tez nie chciałem stracić swojego kształtu. Zobacz, jestem inny niż Ty. Mam inny odcień, inne bruzdy

– Ty nie masz bruzd!

– Nie mam? To patrz – wtedy drugi kamień odwrócił się i pokazał ogromną bruzdę, która wcześniej był skryta pod powierzchnią wody

-Jeeeeej ! ona jest większa niż moja. no ale dlaczego ze mną rozmawiasz, nadal nie rozumiem

– Nie rozumiesz dlaczego ktoś chce po prostu Cię poznać ?

– Nie rozumiem. Powiedz mi dlaczego

– Bo jesteś inny niż ja, nie pozwalasz by woda odebrała Ci kształt.

– To chyba źle

– Dlaczego?

– Bo jestem inny niż reszta kamieni

– Kim jest reszta kamieni? Mówisz o tych wszystkich kawałkach skał, które wpadły do wody, i pozwoliły by woda wygładziła ich powierzchnię? pod spodem one tez są nieregularne, każdy z nich jest pod spodem inny. Ale nie chcą się do tego przyznać przed sobą nawzajem. Rozmawiają tylko o wodzie, o słońcu. Nie mówią nic o sobie, ukrywają to kim są, pozwalają by woda stworzyła pozory ich normalności. By założyła im jednolite maski. każdy z nich wpadł do wody w innym momencie. Każdy został wyśmiany.  A to wszystko przez to, że te pierwsze które tu leżały, nie chcą się przyznać do tego kim są. One uległy wodzie, a teraz im wstyd, wiec ukrywają swój błąd kpiąc z innych. I uczą tego. Każdy kto wpadnie chowa swoje wnętrze i pozwala, by woda wygładziła jego maskę, tak by wszystkie wyglądały tak samo, miały z pozoru te same cechy, te same sprawy. Ale każdy z nich chce, żeby inne wiedziały, kim jest pod spodem. I każdy boi się pokazać tą część, której woda nie tknęła swoim strumieniem.  Ty dodatkowo jesteś poobijany, bo spadłeś z wysoka, a potem przebyłeś długa ciężka, męcząca drogę. Ale w gruncie rzeczy wszyscy ulepieni jesteśmy z tej samej skały. Pozwól że osłonię swoje wnętrze Twoim. Stwórzmy pancerz, jeśli nie chcesz pokazywać innym kim jesteś. Bądź szczery przynajmniej ze sobą. Przyznaj, że taki jesteś i jesteś w porządku. A może kiedyś przywrócisz nadzieję tamtym zatraconym, którzy wyblakli w słońcu i wygładzili się w wodzie do tego stopnia, że stali się swoimi własnymi maskami.

Jestem inny niż ty, ale przecież nie musimy być identyczni. Jesteśmy przecież innymi odłamkami, tej samej skały.

Woda nie jest ani dobra, ani zła. Po prostu my nie pochodzimy z wody. Pochodzimy ze skały. Woda nas zmienia i jednocześnie pozostawia nas sobą. To od nas zależy jak ułożymy się w jej nurcie i od nas zależy czy zapanuje akceptacja nieregularnej strony kamieni czy też każdy kolejny kamień będzie musiał udawać, że żył w wodzie od zawsze i od zawsze był gładki w całości. Nasza struktura i skład są podobne, ale jednocześnie różnią się nieco między sobą. Gdyby tak nie było – bylibyśmy po prostu nudni. A tak – mamy co poznawać.

 ©Psychologia Codzienności

Podobne wpisy