Niektórzy mawiają, że czas leczy rany. A ja powiem przekornie – nie czas tylko przyzwyczajenie.

Przyzwyczajenie ma ogromną moc. Niestety nie wiem czyje to słowa (napiszcie w komentarzu, jeśli znacie autora), ale ktoś kiedyś powiedział, że…

„Przyzwyczajenie godzi nas ze wszystkim”

Jest to związane z działaniem naszego mózgu. Tak jesteśmy skonstruowani, by ograniczać wydatki energetyczne, tam gdzie to niekonieczne. Nasz mózg to taki komputer. Ma dużą moc obliczeniową, jednak w pewien sposób jest ona ograniczona. Mózg zużywa też ogromne ilości energii. Wyjaśnię od razu, że nasz mózg odpowiada nie tylko za „myślenie”, ale też za emocje i radzenie sobie ze stresem. Tyle, że wtedy aktywują się nieco inne jego części (struktury podkorowe). Dodatkowo w czasie przeżywania silnych emocji w stan aktywacji przechodzi całe ciało. Produkowane są hormony, które mają nas przygotować do skrajnego wysiłku, czyli walki albo ucieczki. Nawet jeśli realnie nie zaczynamy walczyć, ani uciekać, to nasze ciało jest w ciągłej gotowości. Taki stan wymaga ogromnych ilości energii. Jak można się łatwo domyślać – tej energii zaczyna brakować na różne inne rzeczy. Dlatego nasz mózg dąży do tego, by ten stan nie trwał zbyt długo. O ile mu się uda.

Jedną z emocji, które włączają tryb awaryjny (czyli ten wymagający bardzo dużej energii) jest silny lęk. Jego rolą jest chronić nasze życie. Nie może on jednak trwać zbyt długo, ponieważ zabiera energię potrzebną do innych ważnych zadań. Inną silną emocją, która zaburza funkcjonowanie jest rozpacz.

Mózg ma pewne sposoby, by pozbywać się trybu awaryjnego jeśli to możliwe. Jednym z takich sposobów jest właśnie przyzwyczajenie (habituacja). Czasami pewne sygnały, wskutek trudnych doświadczeń, zostają zakodowane jako alarmowe. Może to być widok pająka, szczura, czy ciasne pomieszczenie. Kiedy osoba widzi pająka, włącza tryb awaryjny. Wyobraźmy sobie, że ten tryb uruchamia się za każdym razem na widok pająka. W naszym klimacie większość pająków nie zagraża naszemu życiu. Jednak sama myśl o tym wydaje się przerażająca. Na tyle przerażająca, by unikać pająków za wszelką cenę.

Man, Tv, Watching, Remote, Watching Tv, Scared, Horror

A co by się stało, gdyby tej osobie jakimś sposobem udało się przeżyć spotkanie z pająkiem? Lęk na początku byłby ogromny. Przerażający. Gdyby jednak nie było możliwości ucieczki, a pająk nie byłby sam z siebie agresywny, lęk w końcu zacząłby stopniowo słabnąć. Przy kolejnym spotkaniu z pająkiem byłby już mniejszy. I przy kolejnym. Ponieważ do mózgu dociera informacja, że „zagrożenie mija”. Stan lęku, jest oczywiście sam w sobie bardzo nieprzyjemny, ale jeśli towarzyszy mu pewna przewidywalność brak realnego zagrożenia – to w końcu słabnie.

Na tym mechanizmie bazują psychoterapeutyczne procedury leczenia fobii. Jedną z najpopularniejszych metod jest systematyczna desensytyzacja, czyli odwrażliwianie.

Przyzwyczajamy się do rzeczy, które lepiej znamy. Z czasem nie wywołują już one w nas większych emocji. To co znamy, jest dla nas pewnym odruchowym punktem odniesienia. Nie wymaga dogłębnej analizy, która przecież pochłaniałaby duże ilości energii.

Z tym mechanizmem wiąże się jednak pewna przykra rzecz. Nasz mózg nie jest dostosowany do tego, aby doświadczać szczęścia, tylko do tego, aby chronić nasze życie i przyszłość gatunku. Oszczędzanie energii dotyczy nie tylko przykrych emocji. Przyzwyczajamy się również do tego, co sprawia nam radość. Z czasem przestajemy to zauważać. Nasz mózg każe nam dostarczać sobie coraz silniejszych czy nowych bodźców, żeby czuć taki sam poziom zadowolenia. Bo zadowolenie nie jest nam konieczne, by przetrwać (chyba, że mowa o samobójstwie). ale biologia tego chyba nie przewidziała.

Czy to znaczy, że jesteśmy skazani na utratę radości albo na dostarczanie sobie coraz silniejszych wrażeń? Niekoniecznie. Wymaga to jednak pewnej świadomej pracy i pamiętania, że szczęście to, po pierwsze kwestia zadbania o pewne potrzeby (czyli zniwelowania braków, które są sygnałem o zagrożeniu „życia”), a po drugie – świadomego skupienia się na pozytywnych aspektach życia. Pomocna może być praktyka mindfulness, niektóre ćwiczenie zwiększające samoświadomość emocjonalną oraz praktyka wdzięczności.

Worshipping God, Happy, Grateful, Thankful, Blessed

Używając strategii habituacji (przyzwyczajenia) do rzeczy wywołujących lęk musimy pamiętać o jednej ważnej rzeczy. Odwrażliwianie się jest zdrowe, jeśli boimy się czegoś, co obiektywnie jest niegroźne. Jeśli jednak chcemy uwrażliwić się na realne zagrożenie (np. przemoc, zagrożenie życia) odpowiada za to nieco inny mechanizm. Jest to dysocjacja. Dysocjacja jest odrealnieniem, poczuciem obcości siebie. Jest to zjawisko obecne podczas doświadczania traumy. Jeśli coś jest tak przerażające, że nasza psychika nie jest w stanie tego udźwignąć, to pomaga nam ona odciąć się od tego przez wejście w stan dysocjacji. Jest to mechanizm obrony naszego ja przed zagrożeniem, traumą, który również osłabia w jakiś sposób naszą wrażliwość. Przedłużająca się dysocjacja jest jednak stanem, który wymaga psychoterapii. W przeciwieństwie do odwrażliwienia na rzeczy niegroźne (wspomnianego wcześniej przyzwyczajenia). Między tymi zjawiskami występują dwie istotne różnice. Lęk w fobii jest przesadny, natomiast lęk w dysocjacji jest zupełnie adekwatny. Zjawisko przyzwyczajenia / odwrażliwienia przy fobii jest zwykle dla nas korzystne, a zjawisko dysocjacji – jest korzystne w momencie traumy, ale na dłuższą metę może pogłębiać trudności. Nie należy jednak samodzielnie „operować” dysocjacji, ponieważ najpierw z pomocą psychoterapeuty/psychotraumatologa należy usunąć źródło. Próba samodzielnego pozbycia się dysocjacji bez pozbycia się przyczyny może skończyć się skrajnym pogorszeniem samopoczucia.

O dysocjacji i innych skutkach traumy napiszę więcej w kolejnych artykułach.

Podobne wpisy